
Siedzę przy stole, spoglądam w prawo – jezioro, pomost, miejsce na ognisko. Patrzę w lewo – pola, łąki, lasy. Po chwili dostrzegam tam ruch. Przed moimi oczach pojawiają się sarny i wielkie zające, które raczą mnie swoim widokiem już do końca pobytu.
Przed wejściem do położonego na wzgórzu, nad jeziorem Janówko, bajecznego domu, zostawiam wszystkie negatywne emocje, by udać się do krainy dziecięcej radości, gdzie nie muszę rozmyślać nad tym, jak pozbyć się bagażu przepełnionego stresem i utyskiwaniem na rzeczywistość, którym człowiek, pomimo różnorakich prób ucieczki, zaraża się każdego dnia.
Siedzę przed niebieskim domem, a promienie słońca i powiew wiatru muskają moją twarz. Pachnie naturą, a ja czuję się spokojna i bezpieczna. W dodatku nie jestem w tym stanie osamotniona. Jest ze mną towarzyszka wielu mniejszych wypadów i większych wypraw, a przede wszystkim wieloletnia przyjaciółka, z którą mogę konie kraść.
Miejsce jest praktycznie wyludnione, ale daje nam mnóstwo możliwości. Można wsiąść na rower i pojechać w nieznane, grać godzinami w ping-ponga, uprawiać jogę, tańczyć do rana, czy leżeć na hamaku i zajadać się smakołykami. A to wszystko w otoczeniu przyrody, której dźwięków próżno szukać w dużym mieście. Na co dzień zapomina się, jak brzmi szum drzew, śpiew ptaków czy odgłosy innych zwierząt. Istny koncert wzbogacony oprawą wizualną o wschody i zachody słońca. Czy można chcieć więcej?
pięknie jak na Mazurach … i kto Ci zdjęcia robił? Zazdrosna jestem!
Bo to Mazury!;) niezawodna Marcela 🙂 ale! W lipcu popstrykamy wspólne!:D